poniedziałek, września 12

Wyzwanie TrustedCosmetics: pielęgnacja stóp i dłoni

Po małej wymuszonej przerwie wracam do Was z zaległym wpisem wyzwania Trusted Cosmetics "Opróżniamy nasze kosmetyczki". Jest to ostatnie wyzwanie i poświęcone jest kosmetykom pielęgnacyjnym dla naszych kończyn. Mimo że we wpisie powitalnym akcji pokazałam zaledwie dwa kosmetyki, postanowiłam przedstawić Wam mini-recenzje kilku moich ulubieńców dla rąk i dla nóg. 





   

A zacząć chcę od stóp. Krem do stóp stosuję codziennie wieczorem. Jako że skórę mam atopową to nawilżanie jest mi jak najbardziej wskazane. Chcę również zaznaczyć że nie unikam parafiny w przypadku kosmetyków do pielęgnacji ciała, bo w moim przypadku parafina jest wskazana ze względu na właściwości natłuszczające. Oczywiście, niekiedy mogę zastąpić ją olejkami, ale, jak na razie, w zimie najlepiej sprawdza mi się właśnie parafina :)

Ale przejdźmy do meritum. Obecnie jednym z moich ulubieńców jest krem do stóp odżywczy Norel. Ostatnio na moim blogu często możecie zobaczyć kosmetyki pielęgnacyjne tej marki i powiem szczerzę, że cieszy mnie to jak bardzo spodobały mi się kosmetyki dotąd praktycznie nieznane. Krem jest gęsty i bardzo treściwy. Dobrze nawilża stopy i efekt utrzymuje się bardzo długo. Przy codziennej kuracji efekty są zauważalne nawet na moich stosunkowo zadbanych stopach. Jest polecany dla diabetyków, ale, z własnych doświadczeń, mogę polecić go również osobom borykającym się z AZS. Krem jest gęsty i wydajny, posiada przyjemny zapach pozbawiony wszechobecnych nut mentolowych.

Kolejny krem, o którym chcę Wam opowiedzieć, to intensywnie zmiękczający krem marki Miraculum Gracja. Jest to krem miodowy, jednak zapachu miodu w nim nie wyczuwam. Krem ten jest lżejszy od poprzednika, ale spisuje się dobrze. Ja, jako że potrzebuję bardziej treściwej pielęgnacji w zimę, ten krem stosowałam wyłącznie latem na wyjazdach. Mogę powiedzieć że jest to dobra opcja wśród lekkich, niedrogich i ogólnie dostępnych kremów i gdyby nagle mi się skończył krem do stóp to prawdopodobnie wybrałabym go ponownie.

Następny produkt jest produktem uniwersalnym zarówno dla stóp jak i dla rąk i jest nim Melli Care Orange & Coconut Scrub. Nie miałam wcześniej do czynienia z produkcją danej marki, i po raz pierwszy poznałam ją na V edycji SOB. Nie miałam okazji porozmawiać z założycielką marki i wiele pytań nie było zadanych, ale mam nadzieję, że przydarzy mi się jeszcze taka okazja ponieważ produkty mają bardzo ciekawe. Objętości wskazują na profesjonalne przeznaczenie produkcji, ja jednak jestem bardzo zadowolona ze stosowania peelingu w warunkach domowych. Otóż jest to cukrowo-solny peeling z wyciągiem z pomarańczą i kokosem, mający w środku bombę przeróżnych olejków. Po zastosowaniu go szczególnie na ręce czuje się jakbym wykonała maseczkę, ponieważ dłonie i skórki są po takim zabiegu bardzo dobrze nawilżone. Dla mnie ten produkt ma jednak jeden mankament i jest nim sól. Z racji AZS skóra pęka mi często, a szczególnie delikatna skóra dłoni. Latem, co prawda, problem z tym mam dużo mniejszy, jednak w zimę zawsze mam co najmniej jedno "poparzenie". A więc gdy sól dostaje się do ranki to zaczyna piec i nie jest to zbyt komfortowe uczucie. Mam nadzieję, że kiedyś wyjdzie również wersja cukrowa, którą z wielką chęcią sobie dokupię.

I jak już jesteśmy przy rękach to chciałabym powiedzieć, że kremy do rąk są moją słabością i zmusiłam się do ograniczenia do dwóch sztuk by nie tworzyć ze wpisu tasiemca. Ale kiedyś na pewno stworzę post tylko i wyłącznie z kremami do rąk, bo jest to zwyczajnie kosmetyk, którego używam najczęściej. Jeden krem zawsze mam przy stoliku nocnym w sypialni, jeden przy biurku, kolejny w pracy i 2-3 kremy w wersji kieszonkowej w torebkach. Dziś jednak opowiem o jednym "kieszonkowcu" i kremie zamieszkującym sypialnie, a są nimi z kolei Stenders i Organic Ocean.

A zacznę od wzbogaconego kremu Organic Ocean, który moje dłonie bardzo polubiły. Krem ma bardzo fajną konsystencje, efekt nawilżenia trzyma się długo. Jednak nie pozostawia nieprzyjemnej tłustej warstwy i szybko się wchłania. Moje dłonie dużo zyskały na jego stosowaniu i rano zawsze są miękkie. Krem zapewne stosowałabym nie tylko na noc, gdyby nie jego zapach. Nie mogę powiedzieć, że zapach mnie odrzuca, jednak, według mnie, nie należy do najprzyjemniejszych. Zdecydowanie jednak spodoba się osobom, którzy lubią zapach morza, bo właściwie tak pachnie. Kolejnym mankamentem jest, niestety opakowanie, napisy na którym bardzo szybko się niszczą, przez co nie mogę go nosić w torebce. Mimo to krem gorąco polecam, bo uważam że te uwagi nie są krytyczne.

I ostatni w kolejce, ale nie po znaczeniu to krem Stenders. Jest to jeden z moich ulubieńców kieszonkowych, i robi to, co powinien robić dobry krem do torebki - szybko i na długo nawilża i pięknie pachnie. A pachnie dosłownie jak babeczka jagodowa. Krem ma nieco lżejszą konsystencję i łatwo wydobywa się z tubki, co dla kremu kieszonkowego jest plusem, ponieważ nie zrobi nam przykrych niespodzianek pryskając wszędzie gdy krem jest na wykończeniu.  

A jakie są Wasze ulubieńce w pielęgnacji dłoni i stóp?

3 komentarze: