niedziela, listopada 6

#Lirene: Opalanie bez słońca... Pod prysznicem :D

Witajcie, 
Dziś będzie post niekoniecznie jesienny, wszak opalenizną cieszymy się najbardziej latem. Jednak dla wielbicieli opalonej skóry, temat ten aktualny jest przez cały rok.

Tak, to ja uważam, że blade jest ładne, jednak lubię przepędzić trupi kolor swoich nóg na rzecz ciut opalonej skóry. Nie lubię jednak się opalać, i w dodatku moje nogi wcale nie łapią opalenizny. A więc przeważnie jestem skazana na żywot bladonogiego kurczaka.

Próbowałam kilka samoopalaczy i za każdym razem mnie rozczarowywały pozostawiając nieestetyczne plamy i absolutnie nie zmywając się z rąk. To były straszne czasy. 
Kiedy do moich rąk trafił brązujący balsam do ciała pod prysznic Lirene pomyślałam sobie, że u mnie w życiu się nie sprawdzi. I na całe życie pozostanę takim kurczakiem. Jednak coś mnie przekonało do jego użycia i jestem mile zaskoczona efektem.

Kilka słów od producenta: Kosmetyk stopniowo nadaje skórze naturalny, świetlisty odcień opalenizny oraz zapewnia uczucie niezwykłej miękkości. Bez konieczności stosowania dodatkowego balsamu lub produktu brązującego! Balsam zapewnia efekt skóry muśniętej słońcem, którego intensywność uzależniona jest od ilości użyć. Nadaje skórze całego ciała równomierny, złocisty koloryt, bez smug i przebarwień oraz bez specyficznego zapachu samoopalacza. Dzięki specjalnej formule idealnie rozprowadza się na mokrej skórze, zapewniając wygodną i precyzyjną aplikację – również w trudno dostępnych miejscach (szyja, wewnętrzna strona ramion i ud). Dzięki zawartości wyciągu z bursztynu balsam wzmacnia naturalny kolor skóry. 

Stosowanie:pod prysznicem nanieść balsam na umytą, wilgotną skórę całego ciała. Lekko wmasować, pozostawić na skórze przez 3 min. Na koniec zmyć nadmiar ciepłą wodą. Dokładnie umyć ręce. Po osuszeniu ciała ręcznikiem można od razu założyć ubranie. Stosować codziennie aż do uzyskania pożądanej intensywności opalenizny. Działanie samoopalacza na skórze naturalnie rozpocznie się po kilku godzinach od zastosowania. Efekt opalenizny zauważalny jest po ok. 5 użyciach. 

Otóż plusem jest to, że dzięki formie balsamu pod prysznic łatwo możemy kontrolować zmianę koloru naszej skóry. W dodatku kolor zienia się równomiernie, nie pozostawiając plam, mimo że wsmarowywałam go dość niechlujnie. 
Minusem jest to, że na widoczny efekt będziemy musieli poczekać do 4-5 użycia. No i to, że musimy czekać pod prysznicem przez kilka minut, aż preparat zadziała. Co do zapachu, to nie mogę powiedzieć, że jest on bardzo przyjemny. Faktem jest, że nie śmierdzi on tak bardzo jak inne samoopalacze, jednak "nuta samoopalacza" wciąż jest wyczuwalna.

Balsam nie uczulił mnie (a tego się najbardziej bałam) i nadał moim nogom ładny nieco bursztynowy kolor. Nie wiem czy dzięki niemu można zabrązowić się na "czekoladkę", bo nie było mi to zwyczajnie potrzebne, jednak jeśli chcecie nadać swojej skórze równomierny zdrowy ton to jest to produkt dla Was :)
Cena: ok. 19zł/200ml

10 komentarzy:

  1. Jak dla mnie za długi czas oczekiwania na brąz. Ale rozwiązanie ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny jest ten balsam, szkoda tylko że trzeba tak długo czekać na efekt. Mam talent do robienia sobie dziwnych efektów ;))))

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym roku używałam balsamu brązującego Perfecty i byłam zadowolona z działania. Taki balsam pod prysznic też byłby dla mnie dobrym rozwiązaniem. Przyzwyczaiłam się do bycia bladą, więc nie wymagam nie wiadomo jakich efektów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest coś dla mnie :) Nie miałam pojęcia o takim produkcie. Wolę poczekać 3 min. pod prysznicem niż smarować się samoopalaczem, czekać aż się wchłonie a po umyciu rąk mieć już zacieki do łokci. Super, że mnie uświadomiłaś, bo też jestem blada i nie lubię się opalać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie wystarczyłby takie subtelny efekt, jestem bardzo blada. zamierzam wypróbować ten balsam

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawia mnie po co komuś opalone nogi w listopadzie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadam za samoopalaczami ze względu na zapach. Balsam pod prysznic wydaje się jednak ciekawym rozwiązaniem, pomimo że tak jak piszesz zapach jest dalej wyczuwalny, ale i tak podejrzewam że mniej niż przy stosowaniu tradycyjnych samoopalaczy. Nie lubię być blada w okresie zimy, więc siła rzeczy i tak czasem muszę sięgnąć po tego rodzaju specyfik.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lirene nie lubię ale samopalacze już tak, stawiam na Vita Liberata :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba mi się takie rozwiązanie - czy Lirene ma go jeszcze w sprzedaży?

    OdpowiedzUsuń